urzędniczka, uwielbia kontakt i pracę z ludźmi
Wiek: 45 lat
Wzrost: 1,68 m
Waga startowa: 163 kg
Obecna waga: 84 kg
Po zabiegu bariatrycznym
Jaka jest pani waga docelowa?
Anna Jagiełło: Moja idealna waga, taka według wszelkich norm, to jest 67 do 69 kg, ale w tym momencie mój cel to 75 kg.
Jaką metodę leczenia otyłości pani wybrała?
Anna Jagiełło: To był sleeve, czyli rękawowa resekcja żołądka. Operację miałam w 2019 roku, minęły już 2 lata.
Jak zaczęła się pani choroba, jaką jest otyłość?
Anna Jagiełło: W wieku 15 lat ważyłam 60 kg. Wydawało mi się wtedy, że to jest bardzo dużo i byłam wychowywana w poczuciu, że jestem gruba. Jak teraz sobie pomyślę 60 kg przy 165-168 cm, to wcale nie byłam aż taka gruba, ale gdzieś tam w głowie zawsze było, że jestem najgrubsza w rodzinie. W czasie pierwszej ciąży przytyłam 30 kg, ale udało mi się schudnąć 36 kg. Po 7 latach, kiedy zaszłam w drugą ciążę, ważyłam około 67 kilogramów. Przytyłam w tej ciąży 42 kg i później już była równia pochyła. Nabrałam kolejne 10 kg, później kolejne 10 kg i następne, i doszłam do miejsca, w którym uświadomiłam sobie, że to już chyba jest ten moment, w którym trzeba zawrócić. Było mi z tym źle, ale nie miałam świadomości, że to jest choroba. Ja nigdy nie powiedziałam, że cierpię na chorobę zwaną otyłością, tylko mówiłam o sobie brzydko. Bardzo identyfikowałam z ty, co o sobie mówiłam i myślałam sobie, że to nie jest choroba, tylko ze mną jest coś nie tak. Pewnego dnia przyszła informacja, że potrzebuję interwencji chirurga. Diagnoza – nowotwór jajnika. Dodam, że dwa lata wcześniej ta sama choroba zabrała moją mamę.
Czyli to był ten moment decydujący?
Anna Jagiełło: Tak i jeszcze jeden moment. Kiedy byłam w szczycie mojej choroby, pamiętam taką sytuację, kiedy jakaś pani w sklepie, zupełnie mi obca, powiedziała mi słowa, które będą wybrzmiewały mi do śmierci: „Pani to ja bym na swoim stole nawet nie chciała widzieć, bo nawet takich haków nie mamy”. Ja, w ogóle nie wiedząc, kto to jest i czym się zajmuje, po prostu się wtedy rozpłakałam. Te haki mnie przeraziły, bo skojarzyłam, że jestem aż tak duża, że ktoś popatrzył na mnie jak na zwierzę. Przed operacją onkologiczną zapytałam profesora, czy on te haki ma, żeby mi pomóc. Spokojnie wytłumaczył czym są te haki i do czego służą w czasie zabiegu i zapewnił mnie, że na pewno ma. To, jak ludzie rzucają słowami bez żadnego zastanowienia, jest dla mnie czymś, nad czym nie potrafię przejść do porządku dziennego. I tak to się u mnie zaczęło. Później, jak już ten nowotwór został zoperowany, to Pan profesor uświadomił mi, co to jest otyłość, jaka to jest choroba, jak trzeba do tego podejść, że w ogóle to trzeba leczyć. Ja po prostu potraktowałam tę chorobę dokładnie tak jak tę, którą zdiagnozowali lekarze wcześniej. Zdobywałam wiedzę jak ją leczyć. Bardzo się zaangażowałam w to, żeby się czegokolwiek dowiedzieć, żeby przestać siebie oskarżać o to, że jestem taka niefajna i dlatego jestem otyła, tylko po prostu jestem chora na taką chorobę, którą da się wyleczyć. Trzeba się tylko wziąć za to leczenie. W tym dniu, w którym uświadomiłam sobie, że to jest choroba, że to można wyleczyć, to był kolejny dzień moich urodzin. Dostałam drugie życie.
Jak pani myśli: z czego wynikało to intensywne tycie?
Anna Jagiełło: Jestem przekonana, że to był po prostu klasyczny przykład zajadania stresu. W międzyczasie przeszłam rozwód i było to dość trudne przeżycie. Zostałam z dwójką małych dzieci. W tej chwili jestem 12 lat po rozwodzie. To było trudne, tym bardziej że jestem bardzo empatyczna i rodzinna. Rodzina to był dla mnie szczyt marzeń, najważniejsza rzecz w życiu, tymczasem straciłam to i nie potrafiłam się pozbierać. Jedzenie było pocieszeniem. W ciągu dnia musiałam być silna, a wieczorem najpierw płakałam, a później się okazywało, że to jedzenie jest takie fajne, bo w ogóle mnie nie ocenia, nie krytykuje, nie patrzy, co ja robię źle. No i tak się dziwnie z nim zaprzyjaźniłam. Jedzenie było dla mnie naprawdę wtedy jedyną przyjemnością. Miałam tak dużo oceniania i komentowania mojego życia, że nie mogłam po prostu sobie poradzić. Wszyscy wiedzieli lepiej, co mi jest potrzebne, a nikt nie zapytał mnie, czego ja chcę. No i ja radziłam sobie wtedy, tak jak umiałam, czyli jadłam bez opamiętania. Bardzo szybko tyłam. Później były momenty, że się odchudzałam. Na przykład schudłam 15 kg, ale później szybciutko nadrobiłam 20. Nawet nie wiem, kiedy to się stało.
Czy próbowała pani innych sposobów przed zabiegiem?
Anna Jagiełło: Tak. Po pierwszej ciąży odchudzałam się pod okiem kogoś, nie pamiętam już nazwiska. W każdym razie udało mi się zrzucić nadprogramowe kilogramy. No ale później urodziłam bardzo duże dziecko, bo ważyło ono prawie 6 kg, a ja przytyłam 42 kg. Przed operacją próbowałam różnych metod odchudzania. Dzisiaj wiem, że nie pomagały, ponieważ ja ich po prostu nie przestrzegałam. Myślałam, że pójdę do dietetyczki i nie będę musiała się wysilać za bardzo. Oczekiwałam chyba jakiegoś cudu. Albo może bardziej oczekiwałam, że ona powie: „Pani taka biedna, to my zrobimy to za panią”. A tak się niestety nie dało. Tkwiłam bardzo długo w takim przekonaniu, że nikt nie jest w stanie mi pomóc, że jestem specyficzna, a tak naprawdę to ja jestem taka klasyczna. Stosowałam też leki na odchudzanie plus jakieś inne preparaty. Brałam wszystko, co przyspieszy spalanie tkanki tłuszczowej i pomoże mi schudnąć. Nie schudłam, nie pomogło.
Czy pojawiły się jeszcze jakieś dolegliwości lub schorzenia związane z otyłością?
Anna Jagiełło: Poza nadciśnieniem wszystko było w porządku, ale kiedy zdecydowałam się pójść do lekarza, czułam, że coś jest nie w porządku. To był moment, kiedy naprawdę nie miałam siły. Dużo pracowałam i zajmowałam się sama dwójką dzieci. Po prostu fizycznie nie dawałam rady, byłam zmęczona, ale to też zrzucałam na wagę. Mieszkam na 2. piętrze i fizycznie nie mogłam na nie wejść. Zatrzymałam się na 1. piętrze, jakby mi ktoś wyciągnął kabel z prądu. Bardzo się wtedy przestraszyłam. Wtedy zaczęłam się diagnozować i okazało się, że jestem chora.
Czy ktoś panią wspierał w podjęciu decyzji i całym procesie leczenia?
Anna Jagiełło: Mam wspaniałych ludzi wokół siebie, którzy mnie wspierają. Pamiętam, jak kiedyś szefowa przytuliła mnie i powiedziała: „Ania, ja się tak martwię o ciebie, bo ty masz dwoje małych dzieci, a ta otyłość jest bardzo niebezpieczna”. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że muszę zacząć o tym mówić. Jak zacznę mówić i podejmę jakąś decyzję, to się nie cofnę. Nie usłyszałam nigdy od swoich bliskich, że jestem brzydka, gruba czy niefajna. Ja tegow ogóle nie czułam, naprawdę. Sama też nigdy nie zaczęłam mówić, że to jest dla mnie naprawdę ciężka sytuacja, że ja się źle czuję. Ja zawsze bardzo się wstydziłam i udawałam przed wszystkimi, że mnie to nie boli, że ja to akceptuję, wszystko jest super, ale tak nie było. No i jeszcze jedna ważna rzecz, ponieważ użyłam słowa akceptuję, z którym też w ogóle miałam duży problem. Trzeba rozróżnić godzenie się ze swoim losem i zaakceptowanie, bo mi się wydawało, że to jest synonim i dokładnie to samo. Jak to zrozumiałam, to uruchomiła się też pewnego rodzaju sprawczość. Kiedy pan profesor powiedział, że otyłość trzeba leczyć, to ja się ucieszyłam, że jest sposób i że naprawdę zacznę się leczyć, i byłam na to gotowa. Kiedy zaakceptuję to, że jestem chora, cierpię na otyłość i nie umiem sobie z tym poradzić, wtedy naprawdę zaczyna się dziać. Po to jest to zaakceptowanie i po tym uruchomiła się u mnie sprawczość. Jeśli uważam, że nie poradzę sobie, bo nie wiem, co mam robić, to zaczynam po prostu słuchać ludzi, którzy wiedzą, co trzeba robić.
Czy uważa pani, że można odbyć tę drogę bez wsparcia bliskich osób?
Anna Jagiełło: To jest bardzo ważne, kiedy się jest otoczonym ludźmi, którzy kochają mądrze. Ja akurat mamto szczęście. Pamiętam jedną taką sytuację, kiedy osiągnęłam swój szczyt, czyli zjadłam trzy pudełka ptasiego mleczka naraz. Zjadłam jedno, później drugie. Kiedy jadłam, moje starsze dziecko już mi delikatnie zwracało uwagę, że nie powinnam. Kiedy zjadłam i chciałam następne, poprosiłam młodsze dziecko, żeby poszło do sklepu, bo już więcej nie miałam. Starsze mu po prostu zabroniło. Zamknęło się w swoim pokoju, nie pozwoliło małej wyjść, a ja wtedy oczywiście się awanturowałam, że ja wszystko dla was, a wy dla mnie nic. Byłam wtedy na nie obrażona – sama poszłam, kupiłam i zjadłam. Ta mała, biedna jedenastolatka płakała, bo chciała mamie pomóc, a ta starsza jej nie pozwalała. Widzę, ile one wysiłku włożyły w to i jak bardzo mnie kochają. Fajnie jest usłyszeć „kocham cię”, ale czasem odczuć to jest jeszcze lepiej. Ja wiem, że to musiało być dla nich bardzo trudne odmówić mamie, a mają tylko mnie, więc wiem, kim dla nich jestem. Naprawdę wsparcie bliskich to jest 50% sukcesu. Drugie 50% – to sam pacjent musi zawalczyć o siebie i tutaj nie ma drogi na skróty. Natomiast wsparcie najbliższych jest bardzo ważne. Ja je miałam. Jestem szczęściarą. Mam cudowną rodzinę, najcudowniejsze dzieci na świecie i one naprawdę dają motywację, i warto. Ale to ważne, żeby o tym zacząć mówić. Ja nigdy nie mówiłam o tym i przybierałam maskę takiej fajnej, silnej dziewczyny, która sama daje radę. Moje dzieci, które mi ufają, były przekonane, że tak jest. Były wychowywane przez mamę, która zawsze jest zadowolona i zawsze sobie radzi, więc w ogóle nie przypuszczały, że ta mama może mieć problem. Nam, chorym na otyłość, jest trudno powiedzieć, że jest naprawdę źle, ale musimy się przełamać i poprosić o pomoc, i wtedy ta bliska nam osoba już będzie wiedziała, co robić. Wydaje mi się, że ludzie cierpiący na otyłość to są ludzie wrażliwi. Ja potrzebowałam miłości, ale wstydziłam się o nią poprosić. Teraz myślę już o sobie dobrze i naprawdę jestem szczęśliwa, ale był taki moment, że nie wierzyłam, że jestem takim normalnym i dobrym człowiekiem. Myślałam, że ja jestem niefajna i to, co mnie spotkało, to jest kara. Właściwie nawet nie wiem za co, ale kara na wszelki wypadek, żeby była. Wzruszam się, jak to mówię.
Czy na tej ścieżce leczenia miała pani też wsparcie innych specjalistów, np. dietetyka czy psychologa?
Anna Jagiełło: Po operacji onkologicznej na oddziale odwiedziła mnie dietetyczka i złapałyśmy taki flow od razu. Powiedziała mi, że jestem chora na otyłość i co muszę zrobić. Powiedziała wprost, że tak naprawdę nie interesuje ją, jak to zrobię, ale to ma być zrobione. I to była taka dziewczyna ok. 50 kg. Zdziwiłam się, że się nade mną nie rozczula, że nie mówi mi, jaka jestem biedna. Wtedy sobie uświadomiłam, że ta otyłość to jest taka otoczka wokół mnie, która mnie chroni. Potrzebowałam chyba, żeby ludzie litowali się nade mną, a ona się ze mną nie patyczkowała. I ona mnie prowadziła później. Każdy z nas czegoś innego potrzebuje. Ktoś potrzebuje większej wrażliwości, ktoś stanowczości, a ja myślałam, że potrzebuję wrażliwości, i szukałam takich dietetyczek. Okazało się, że jednak potrzebuję żołnierza w spódnicy, krótko i rzeczowo, bez rozczulania się nad sobą. Była też fizjoterapeutka, która pokazywała mi ćwiczenia. Pani psycholog, która uświadomiła mi, jaka jest różnica między akceptuj a zgódź się z tym, co masz. Bez tych trzech kobiet naprawdę nie dałabym rady. To tak, jakby leczyć się bez lekarza. Nie da się po prostu dzisiaj leczyć otyłości bez wsparcia takich specjalistów. Jeśli nawet ktoś schudnie, to utrzyma tę masę na krótko. Uważam, że psycholog w procesie leczenia otyłości jest bardzo ważny. Bo każdy z nas, kto się odchudzał, bierze pod uwagę dietę i ruch. A okazuje się, że bardzo często problem jest w głowie, a nie w rozmiarach. Otyłość jest tylko efektem tego, co jest w głowie. Dzisiaj wiem, że zabieg bariatryczny, który przeszłam, to jest zabieg, który zmniejszył mi pojemność żołądka. Ale mam w głowie to, że jak będę sobie sukcesywnie codziennie jadła więcej i więcej, to doprowadzę ten żołądek znowu do takiej wielkości, jaka była. Tutaj ten proces, cała praca na poziomie diety, ruchu i głowy jest niezbędna. To musi iść razem.
Jak wyglądał sam zabieg i jak się pani czuła po operacji?
Anna Jagiełło: Wiadomo, że strach przed samym zabiegiem był, ale naprawdę nie ma się czego bać. Opieka jest mega. Bardzo szybko panie znieczulają. Obudziłam się i nic mi się nie działo. Byłam zoperowana we wtorek, a w środę już normalnie wstałam z łóżka. Po prostu normalnie funkcjonowałam. Następnego dnia wyszłam do domu, nie miałam żadnych komplikacji. U mnie wszystko było w porządku. Oczywiście jest ingerencja chirurgiczna, ale jeśli mamy problemy ze zdrowiem i trafiamy w ręce całego sztabu specjalistów – bo tam nie jesteśmy jeden na jeden z lekarzem. Tam jest cały sztab specjalistów, którym zależy na naszym zdrowiu i życiu. To naprawdę jest tylko kwestia zaufania. Kiedy popatrzyłam, że stoją nade mną lekarze, pani pielęgniarka i cały sztab ludzi, to nie ma możliwości, żeby mi się coś stało. W całej serii były 3 zabiegi w odstępach 8-miesięcznych, dzisiaj jestem zdrowa i nic mi nie jest. Jestem za tym, żeby odpuścić ten strach, bo on nas bardzo ogranicza, on nam bardzo pęta ręce i głowę. Strach zawsze będzie, ale nie dam się mu sparaliżować, bo wiem, że będzie skutkować kiepskim zdrowiem i niestety, to już jest równia pochyła. A ta równia pochyła prowadzi do śmierci. Trzeba to jasno powiedzieć, że otyłość to jest choroba śmiertelna niestety.
Czy było warto przez to przechodzić?
Anna Jagiełło: Było warto. Jest jedna rzecz, której żałuję – że zrobiłam to tak późno.